Dotychczas miałem dwa wypadki, oba na simsonie i oba, na szczęście, niezbyt poważne... Pierwszy - związany z głupią rutyną, przekonaniem że jak opanowałem taki mały motor, to mogę więcej - no niestety było inaczej
Mocy tam niewiele, na prostych nic zrobić nie można, to bawiłem się pokonując zakręty coraz szybciej. I muszę tu dodać, że w simsonie jest dość niekorzystnie rozłożona masa - przód motocykla jest niedociążony, trzeba siedzieć prawie na baku, aby było to jako-tako stabilne. Stosowałem się do tego, jakkolwiek na zakręcie pod kątem prostym okazało się to niewystarczające - wlatywałem w niego z 40km/h, a droga niezbyt dobra, bo łatana wielokrotnie wiejska asfaltówka - i zanim zdążyłem się zorientować, już czułem ulatujący przód. Motor poleciał bokiem na podnóżkach i kierze na pobocze, a ja przejechałem kilka metrów - w jeansach i trampkach. O dziwo, spodnie nie rozdarły się. Simsonowi nic się nie stało, poza kosmetyką... Dla mnie spory szok i darmowa lekcja pokory
Drugi wspominam gorzej, bo miał miejsce, gdy jechałem z dziewczyną. Odwoziłem ją do domu zaraz po porządnym deszczu - oponom nie ufałem za bardzo, także całe miasto jechałem dość ostrożnie, unikając większych przechyleń na zakrętach. Pech chciał, że na ostatnim zakręcie przed celem podróży (prosty w lewo) stało się to samo, co w poprzednim przypadku - zjazd przodu... byłem w szoku, bo jechałem sobie z dwójki w niskich obrotach, można powiedzieć, że z prędkością prawie parkingową. Przednie koło po prostu pojechało do zewnątrz, ślizgając się i cały zestaw simson - kierowca - pasażer oparł się na kolanie dziewczyny
Na szczęście skończyło się na siniaku i małej ranie (oczywiście brak ciuchów motocyklowych). Potem, jak się zastanowiłem, obwiniłem za to profil zakrętu - droga przed zakrętem była zjazdem, mając tam kilka procent pochylenia dopisywało się to do mojego pochylenia w zakręcie. Odtąd bardziej zwracam uwagę na nawierzchnie, ukształtowanie drogi itd.
Kawką zacząłem jeździć po wakacjach, nie miałem na razie takich sytuacji. Mam nadzieję, że te lekcje pobrane przy jeździe motorowerem jakoś procentują w kwestii mojego bezpieczeństwa - byłaby to chociaż jedna zaleta dwuletniego wleczenia się 50ccm kosiarką
PS Jednak muszę dodać, że jeden wypadek miałem Erką... parkingowy
Będąc przyzwyczajonym do motoroweru, zsiadłem z motocykla na parkingu, trzymając go po prostu jedną ręką za kierownicę (bez żadnego ustawiania nóżki przed zejściem). Chwila nieuwagi, nie wiem - motocykl przechylił mi się minimalnie na drugą stronę, ale świadomość tego już nic mi nie pomogła - bez punktu podparcia i ze swoim 60 kg masy nie udało mi się go utrzymać, poleciał na glebę. :f Taki byłem zły na siebie! Po czym z "kur** mać" na ustach po prostu go podniosłem
W świetle problemów ludzi z podnoszeniem ciężkich motocykli, musiałem chyba popaść w jakiś rodzaju szału bojowego...